W PRL-u cenzura nie dopuściłaby do ukazania się tej książki. Prędzej ja trafiłbym za kratki niż ona na półki księgarskie. A jednak "przystanek Bieszczady" w moim życiu, pomimo tych wszystkich absurdów, o które się otarłem, uważam za szczęśliwe zrządzenie losu. Dzięki niemu mój upadek stał się początkiem wznoszenia. Kiedy popatrzyłem na to wszystko z góry, dostrzegłem, ile głupoty, cynizmu, a nawet podłości może być w ludzkim działaniu. I zobaczyłem też bezmiar moich grzechów, z których największym jest pycha.
Na "przystanku Bieszczady" spotkacie Państwo także wielu znajomych. Jedni będą zasługiwać na potępienie i wzgardę, inni wzbudzą litość, jeszcze inni uwikłani w małomiasteczkowy peerelowski szantaż wydadzą się Wam śmieszni, wręcz groteskowi. Ale wszyscy znajomi i nieznajomi są prawdziwi, z krwi i kości. Żadna z postaci nie jest fikcyjna, chociażby po to, by w krzywym zwierciadle ich czynów nie musieli rumieńcem wstydu oblewać się ich potomni.